Kolejne mecze: Rajszew i… Sand Valley

Data publikacji: 27.07.2021

Zacznijmy od meczu Pań, szczególnie że chronologicznie był pierwszy. Relacjonuje Julia Palczewska:

 

 

Rajszew w samo południe

Czy polała się krew? Nie, ale mecz trwał ponad 5 godzin i czeka Was teraz 5 godzin czytania.

Pogoda jak marzenie. Ciepło ale jakby chłodnawo. Podobnie wyglądał nasz match play. Niby chłodnawo, ale temperatura gry rosła z każdym dołkiem. Zaczęło się pięknie. Pierwsze trzy dołki i 3 UP dla mnie. Sylwia zdążyła się właśnie wtedy rozgrzać i zaczęła ostrą walkę o odzyskanie punktów. Remisy na przemian ze stratą dla jednej lub drugiej strony. Taka szarpanina trwała do 12. dołka (1 UP dla mnie). Serce zabiło mi mocniej, kiedy schodziłyśmy z 13. i było A/S.

Sylwia grała świetnie! Dużo lepiej ode mnie i o niebo lepiej niż wskazuje jej obecny HCP. Otwarcia miała daaalekie i skutecznie onieśmielała moją 3 wood, zwaną – nie bez przyczyny – „łudem” szczęścia. Brutto grałyśmy dość równo, ale im mniej Sylwia popełniała błędów, tym bardziej ja musiałam grać agresywnie, co kompletnie nie leży w mojej golfowej naturze (ani pozagolfowej – jak wiadomo).

Dołek nr 15. Ostatni z przewagą jednego uderzenia dla Sylwii. Myślę sobie w setupie „spokojnie, wytrzymaj, luźno ręce…” i walę jak dzięcioł. Na szczęście (dla mnie!) Sylwia ląduje w hazardzie przy fairwayu 17. I piłkę zgłasza jako zgubioną, po czym znajduje tę pierwszą. Sylwia wykonuje szybki „telefon do przyjaciela” w celu potwierdzenia, czy kara aby na pewno się należy. Ja w tym czasie liczę w myślach znane mi gatunki dzięciołów oraz sprawdzam nerwowo, czy nadal oddycham. Oddycham. Gramy dalej, ale obie się już w środku gotujemy.

Pewnie większość z Was to śmieszy, kiedy czytacie, że piątym uderzeniem atakowałam green 15. dołka. Mnie w ogóle nie było do śmiechu. Dla mnie to była walka o życie. Marzyłam, żeby usłyszeć gimmie, zamiast wybijać piłeczkę z błotnego rajszewskiego bunkra. Myślę sobie „no, nic, poćwiczę puttowanie”. Na 16. tak ćwiczyłam, że znowu było A/S.

Siedemnastkę Sylwia pięknie otwiera, a ja myślę wtedy, że może jednak przerzucić się na szachy. Otrząsam się jednak szybko, wyciągam magiczną 7i i ostatecznie wygrywam dołek 1 puttem. Uff.

„18” ja robię na skróty przez brzozy, Sylwia „po bożemu” fairwayem. Spotykamy się przy wodzie i ja wtedy przypominam sobie sen sprzed match playa z Kasią Trzcińską i oblewa mnie zimny pot. Ostatecznie puszczamy z Sylwią tylko po jednej kaczce, a ja kończę dołek 1 puttem.

I wtedy TO czuję! Czuję, że wygrałam przede wszystkim ze sobą. Polecam Sylwię do rund treningowych w celu pracy nad sobą i wychodzenia poza strefę własnego komfortu 😉

Julia Palczewska – Sylwia Olędzka: 2UP

 

* * *

 

 

Mecze rozegrane na polach innych niż „podwarszawska trójka” to rzadkość. Ale przy tym miła odmiana. Cieszę się, że Andries zgodził się zagrać ze mną na Sand Valley, gdzie wraz z małżonką wpadli z wizytą na przedłużony weekend. Na pewno miałem łatwiej, ponieważ zagrałem tu w lipcu już sporo rund, w tym życiówkę (78) przed tygodniem na WAGC. Dlatego dzięki wielkie dla Andriesa za gotowość do stoczenia boju właśnie tu.

 

Start o 7:45 pozwolił uniknąć upałów i był świetnym pomysłem. Zaczęliśmy absolutnie wzorowo: najpierw dwa prościutkie drajwy ponad 200 m na środek fairwaya, potem dwa greeny w regulacji, a potem obaj schodzimy w pierwszego dołka, robiąc PAR. Idylla.

Potem zaczynają się potknięcia, bo to w końcu mecz o stawkę. Najpierw drobne, ale trzymamy fason. Przez osiem dołków idziemy bardzo blisko – najwyżej 1UP dla jednej ze stron. W końcu następuje zwrot w meczu: wygrywam dołki 9-12 i robi się 5UP – już bardzo poważna zaliczka.

Na 13-tym Andries stawia wszystko na jedną kartę: bombowym drajwem… przebija green na PAR 4. Jeszcze takiego cuda na oczy nie widziałem. Piłka odbija się tuż przed greenem, przetacza się przy samej fladze i spada z drugiej strony tego wyniesionego greenu, zatrzymując się dobre 280 m od tee. Nie muszę dodawać, że ten dołek idzie na konto Andriesa – wow, spektakularnie! Jednak kolejne, niełatwe PAR 3 zapisuję z kolei na swoją korzyść i mecz się kończy, choć oczywiście gramy dalej. Andries uwolniony z presji meczowej raz jeszcze pokazuje szokującą moc na 16-tym. To znów krótkie PAR 4, a Andries ląduje pin high, czyli ponownie ćwierć kilometra z tee. Obaj tu robimy birdie (!), choć w całkiem innym stylu. Przemiły akcent.

Julia z Sylwią grały w samo południe, a my swój mecz z Andriesem zakończyliśmy w południe. Koniec końców – jak to na Sand Valley – mecz kończy się kąpielą w basenie. I chyba tylko na tym polu w Polsce możemy sobie taki finisz zafundować. Możecie zresztą sami spróbować – już 7-8 sierpnia na naszym turnieju z Cyklu Królewskiego. Polecam!

Michał Kopczewski – Andries Retief: 5&4

 

Red.

 

Aby dodawać i oglądać komentarze zaloguj się

« wstecz

Liga Turniejowa 2024

Mężczyźni

PozycjaNazwisko i imięRundyPunkty
1Zientkowski Tomasz270
2Skoblewski Paweł262
3Gruszczyński Bartosz138
4Sosnowski Krzysztof137
4Laskowski Karol137

Kobiety

PozycjaNazwisko i imięRundyPunkty
1O'Higgins Elina261
2Binkowska Marta134
3Mościcka Aneta131
3Szpara Agnieszka131
5Tymińska Marta128

zobacz więcej »

Polski Związek Golfa Golf Parks Poland

FaceBook