Czerwoni górą!
Data publikacji: 16.04.2016
„Dopóki trzymałem kartę – prowadziliśmy. Jak tylko przejął ją Mirek – zaczęliśmy przegrywać.” – Krzysiek Bury był niepocieszony i zamówił butelkę białego wina. Broń Boże czerwonego! „Znów byłem pewien przed startem, że jestem w zwycięskiej drużynie i po raz trzeci przegrywam”.
„Brawo. Sprawdziła się przedmeczowa taktyka” – kapitan Czerwonych – Paweł Laskowski – był dla odmiany wyraźnie zadowolony z rezultatu, który osiągnął jego zespół. „Nie gramy żadnych zagrań życia. Spokojnie, gramy swoje.” – mówił przed startem do zebranych w kółeczku zawodników z czerwonymi kokardkami. Ci posłusznie kiwali głowami ze zrozumieniem. Czuli, że zrealizowanie tej przenikliwej strategii musi zapewnić końcowy sukces.
„Byliśmy z Irkiem przekonani, że jesteśmy w Czerwonych, więc poszliśmy na ich odprawę” – przyznała z zakłopotaniem Kasia Terej. „Dopiero na starcie zorientowałem się, że jednak gramy w Białych. Szybko zmieniliśmy opaski” – tłumaczył Irek Osiński.
„Świetnie macie to zorganizowane. Bardzo fajna zabawa.” – komplementowali koledzy z Klubu Golfowego Lisia Polana, którzy gościnnie dołączyli do Biało-Czerwonego Turnieju Rozpoczęcia Sezonu. „I jaki tort pyszny.”
Ale po kolei.
Sześć czteroosobowych grup wystartowało punktualnie o godzinie 10:00. Pierwsze sześć dołków, to zmagania w formacie fourball, kolejne sześć – w formacie foursome, a końcowa szóstka, to indywidualne mecze jeden na jeden.
Już pierwszy flight dał przewagę Czerwonym. Mirek Dziekan i Michał Kopczewski wygrali 3:1 z Krzysztofem Burym i Andrzejem Opadczukiem.
„Jeeeest!!!” – Krzysiek Bury wyrzucił triumfalnie ręce do góry, gdy z pola schodził drugi flight. Biali, czyli niedoszli Czerwoni (Irek Osiński i Kasia Terej) zostawili w pokonanym polu Czerwonych (Marcina Depińskiego i Tadeusza Szumlicza) w stosunku 3:1. Wynik meczu brzmiał w tym momencie 4:4. To był pierwszy i ostatni tego popołudnia czas radości dla Białych.
Trzeci flight zwiastował, że Białym będzie jednak ciężko. Jerzy Becz i Grzegorz Szczypa musieli uznać wyższość Czerwonych (Andrzeja Jarzyny i Czarka Brzozowskiego), którzy – cytuję: „jeńców nie brali”. Wygrali 3,5 : 0,5. Stan meczu wynosił w tym momencie 7,5 : 4,5.
Nic jednak nie było przesądzone. Czwarty flight niczego jeszcze definitywnie nie rozstrzygnął, choć znowu Czerwoni byli górą. „Ale mi Artur dołożył w meczu” – martwiła się Ola, schodząc z osiemnastego greenu. Jednak w gruncie rzeczy musiała być zadowolona. Czerwoni (Ola Jankowska i Franek Iwaniuk) wkropili (ulubione słowo Franka) Białym (Basi Kozickiej i Arturowi Sarneckiemu) 2,5 : 1,5. Stan meczu wynosił 10 : 6, ale nadal wszystko mogło się jeszcze wydarzyć. W końcu cztery punkty przewagi mógł nadrobić nawet jeden flight, a na polu zostały jeszcze dwa.
Jednak zejście piątej grupy zgasiło nadzieje Białych. Znów 2,5 : 1,5 dla Czerwonych. Piotr Wojciechowski i Krzysztof Jankowski rozprawili się z Krzysztofem Urbanowiczem i Jerzym Kondejem, któremu nawet wsparcie caddiego nie pomogło w odniesieniu sukcesu. Stan meczu 12,5 : 7,5.
Dzielnie walczący na polu zawodnicy ostatniej grupy nie wiedzieli, że Czerwoni mogą już podnosić puchar. Walczyli dzielnie do końca. Niestety (dla Białych) znów górą byli Czerwoni. Monika Stańczak i Paweł Laskowski zwyciężyli 3:1 z Anią Dziekan i Jarkiem Skrętą. Ostatecznie Czerwoni wygrali zatem 15,5 : 8,5.
Wszyscy jednak w przyjacielskiej atmosferze zjedli doskonały obiad zaserwowany przez Lisią Polanę. Żeberka, sola, pierogi i pyszny żurek smakowały wybornie. Na koniec jednak trzeba było zostawić sobie trochę miejsca na tradycyjny biało-czerwony tort. Tradycyjnie również wszyscy dostali medale. Biali – srebrne, Czerwoni – złote. Jesienią szykuje się kolejna riposta. Mają wygrać Biali – takie są oczekiwania społeczne. Zobaczymy, czy staną się faktem na koniec sezonu.
* * *
Mirek tłumaczy, jak to się stało:
Wszyscy słuchają, jak to się stało:
Karty mówią same, jak to się stało:
Czerwoni (lekko poruszeni wygraną):
Biali (lekko poruszeni drugim miejscem):
Tort Królewski (przed krojeniem):
…i w trakcie krojenia:
Bardzo wszystkim dziękujemy za przybycie. 100% frekwencja znakomicie ułatwiła zabawę.
Wielkie podziękowania dla Mirka – Mistrza Ceremonii. Nikogo tak ołówek nie słucha, a jego zdolność do panowania nad scorecardowymi płachtami jest godna najwyższego uznania. Dzięki także dla wszystkich, którzy pomogli w organizacji: zarządowi oraz niestrudzonemu Frankowi. Dziękujemy także za miłe przyjęcie KG Lisia Polana. Jeszcze tu niebawem wrócimy!
A skoro tak się wszystkim spodobał match play, to bądźcie czujni: w poniedziałek publikujemy gotową drabinkę indywidualnych rozgrywek Match Play 2016.
MK
Aby dodawać i oglądać komentarze zaloguj się
FaceBook