Finały WAGC 2022 – triumf i podsumowanie

Data publikacji: 28.08.2022

Udział w krajowych Finałach World Amateur Golfers Championship to dla wielu golfistów jeden z ważnych celów na sezon. Trzeba dobrze zagrać w jednej z kilkunastu eliminacji, znaleźć się na podium, a nagrodą jest możliwość zmierzenia się z najlepszymi pod koniec sierpnia w Wielkim Finale.

W tym roku ta sztuka udała się szóstce Królewskich. Do Binowa i Modrego Lasu pojechali:

  • Jarek Skręta i Michał Kopczewski – Grupa HCP 11 – 15
  • Damian Pietrzak i Przemysław Kosiorek – Grupa HCP 16 – 20
  • Tomasz Wiśniewski i Jarek Szałek – Grupa HCP 21 – 25

Zakwaterowani w Hotelu Moxy w samym centrum Szczecina byliśmy gotowi do boju już od czwartkowego poranka.

 

Gdzie CUT, tam emocje

Większość finalistów – i tu nie byliśmy wyjątkiem – stawia przed sobą przede wszystkim cel, aby po dwóch dniach znaleźć się powyżej linii odcięcia (CUT) i dostać się do sobotniej rundy finałowej. To nie lada wyzwanie. W końcu zjechali tu sami najlepsi: wszyscy musieli być na podium którejś z eliminacji w tym sezonie. Nie ma tu przypadkowych zawodników.

224 osoby na starcie, nie licząc tzw. Celebrities, którzy grali w swojej podgrupie, to potężna grupa. Nie ma możliwości, by wszystkich zmieścić na jednym polu. Dlatego Finały WAGC są rozgrywane równolegle na dwóch polach: Binowo Park i Modry Las. Mniej więcej po połowie zostajemy rozrzuceni na te dwa pola. Część grup HCP zaczyna więc w czwartek od Binowa, a w piątek gra w Modrym Lesie, a część – odwrotnie.

Dlatego nie wszyscy jeździmy w tych samych kierunkach, ale wieczorem możemy spotkać się w hotelu, podzielić się wrażeniami i trochę odpocząć przy kolacji od golfowego swingu. Emocje jednak towarzyszą nam przez cały czas.

 

 

Przemek Kosiorek zauważył, że „ostatnie dwa tygodnie, to prawdziwe święto golfa”. Miał na myśli kumulację wrażeń, które stały się udziałem trójki z nas. Przemek, Jarek Skręta i ja mieliśmy szczęście najpierw uczestniczyć w Klubowych Mistrzostwach Polski, a zaraz potem w Finałach WAGC. I na obu tych imprezach bardzo czuło się „team spirit”. WAGC to występy indywidualne, ale to nie przeszkadzało nam we wzajemnym dopingowaniu i mobilizowaniu się.

 

 

Traf chciał, że już pierwszego dnia pan fotograf uchwycił mnie w bardzo szczęśliwym momencie. Udany up & down na dołku nr 9 bardzo mnie podbudował w połowie rundy i pozwolił podnieść poziom na drugiej dziewiątce. Może to były prorocze zdjęcia i momenty? Kto wie…

Upalna pogoda dawała się we znaki. Niektórzy, po dobrej pierwszej rundzie, całkiem opadali z sił w trakcie drugiego dnia. W piątek trzeba było dobrze gospodarować energią i pamiętać o nawadnianiu. Nie wszystkim się to udawało. Druga runda przewróciła kolejność w wielu grupach do góry nogami. Zrobiło się naprawdę ciekawie.

Tymczasem po dwóch dniach, w piątkowy wieczór, okazało się, że cała nasza szóstka zagrała na tyle dobrze, że CUT nikogo nie pozbawił dalszej gry. Świetnie! To nie lada wyczyn, bo z każdej grupy prawo dalszej gry uzyskiwało zaledwie 40% graczy.

Więcej jeszcze: aż czwórka z nas zachowywała realne szanse na podium, a może nawet i na zwycięstwo. Jarek i Tomek zajmowali drugie miejsce (T2) w swojej grupie, Damian był bodaj czwarty w swojej, a Michał – piąty w swojej. Mieliśmy po kilka uderzeń straty do liderów, a więc wszystko jeszcze było otwarte przed sobotnią rundą.

 

Wieczór galowy – również dla nas

W piątek uczestnicy turnieju zamienili szorty na nieco bardziej eleganckie odzienie, ponieważ czekał nas Wieczór Sponsorski w patio Hotelu Marriott. Okazało się, że w dodatkowych konkursach dwukrotnie triumfowali Królewscy.

Jarek Szałek wygrał konkurs Nearest To the Pin…

…a Przemek Kosiorek z kolei wygrał dość nietypowy konkurs, rozgrywany po pierwszej rundzie, polegający na wyścigu kosiarką. No to i nagroda musiała być w podobnym klimacie:

 

Jak widać, frajdę mieliśmy wszyscy. Indywidualne sukcesy świętowaliśmy zespołowo.

 

Decydująca runda

W sobotę już wszyscy (którzy pozostali w turnieju) grali na polu w Binowie. Nieco ponad 90 zawodniczek i zawodników, w tym – nasza dzielna szóstka. Mieliśmy kilka szans na podium i ostatecznie wykorzystaliśmy dwie z nich:

Tomek Wiśniewski zajął III miejsce w Grupie HCP 21 – 25. Zaledwie 4 uderzenia od zwycięzcy – Sławomira Arabczyka. Rundy Tomka to kolejno: 74 – 66 – 72 stroke play netto, czyli łącznie – 4. Brawo dla pana w kapeluszu!

 

Jednak największy sukces udało się odnieść piszącemu te słowa. Michał Kopczewski po świetnej rundzie finałowej zajął I miejsce w Grupie HCP 11 – 15!

To oznacza fantastyczną nagrodę: wyjazd na Finał Światowy WAGC, który odbędzie się w Kuala Lumpur (Malezja) już w listopadzie. Reprezentację Polski stanowić będą zwycięzcy wszystkich grup handicapowych.

 

Damian Pietrzak zajął w swojej grupie miejsce 7. (PAR netto po trzech dniach!)

Przemek Kosiorek – miejsce 11. (+4 netto i ładna runda -2 netto ostatniego dnia)

Jarek Szałek – miejsce 12. (+7 netto, ale świetna druga runda -7!)

Jarek Skręta – miejsce 16. (+7 netto, przy czym dobry występ na PAR ostatniego dnia)

Wszystkie wyniki rundy finałowej można podejrzeć na stronie WAGC: TUTAJ

 

Jak do tego doszło

W ogóle nie myślałem o wygranej. Jak Adam Małysz chciałem oddać najpierw dwa dobre skoki. I się udało. Dwie pierwsze rundy zagrałem 86 i 87 brutto (to było +1 stroke play netto), a więc bez specjalnych fajerwerków. Po prostu – równo i bez przygód.

Piąta lokata przed rundą finałową dała mi miejsce w komfortowym flighcie, drugim od końca. Tu emocje są mniejsze niż wśród liderów. Dobre miejsce do ataku, nawet jeśli się o nim specjalnie nie myśli.

Na dołku nr 4 (PAR 3 na zboczu góry), dwukrotnie – i w czwartek, i w sobotę – zagrałem dramatycznego triple’a. Po sześć uderzeń w każdej z rund tu rozgrywanych. Najważniejsze jednak – nie dać się porwać złym emocjom. Po prostu nieco więcej odrabiania strat. Na dziewiątym utopiona piłka dowodzi, że nerwy dają o sobie znać.

Jednak druga dziewiątka poszła mi koncertowo. 7 PAR-ów z rzędu (łącznie 13 PAR-ów w całej rundzie) i tylko 2 bogeye na koniec. Na osiemnastym zresztą nawet nie zakładam atakowania greenu w regulacji. Kto był, ten wie, co to za dołek-monstrum w tej chwili. 80 uderzeń (czyli – 6 netto tego dnia, a łącznie – 5 w całym turnieju) daje mi chwilowo prowadzenie. Pozostaje tylko czekać na ostatnią grupę, w której cała czwórka miała przecież nade mną przewagę jeszcze dziś rano.

W końcu są, finiszują, jest nawet birdie. Oj, będzie ciężko. Po chwili wszyscy po kolei dyktują wyniki przed komisją. Podsłuchuję, ale nie potrafię szybko w głowie skalkulować, co tego wynika. Na koniec pada oczywiste pytanie: „no i kto wygrał!?”… Też chciałem je zadać.

Sekundy dłużą się, pani wbija wzrok w ekran, żeby pochopnie nie podać nieprawdziwej informacji. Słońce nie ułatwia odczytu z monitora, bo wszystko dzieje się pod chmurką, tuż za osiemnastym greenem… „Pan… Kopczewski… Michał” – pada w końcu werdykt, który najwyraźniej nie jest po myśli liderów z ostatniej grupy.

Za to ekipa wilanowska przybija mi piątki i klepie po plecach tak, że tchu nie mogę złapać. Wygrywam jednym uderzeniem!

 

Kuala Lumpur czeka!

Bardzo się cieszę, że mieliśmy kilkuosobową ekipę do samego końca. Każdy sukces smakuje lepiej, gdy można go z kimś dzielić. Dla mnie to był chyba czwarty udział w krajowych finałach. Niech więc koledzy, z których większość była tu dopiero pierwszy raz, idzie w moje ślady i próbuje za rok. I Wy też. Wygrywają cierpliwi.

 

Kilka słów do mikrofonu

Damian był tak miły, że nie tylko pstryknął kilka zdjęć, ale też niespodziewanie nagrał moje krótkie przemówienie na koniec. Każdy zwycięzca był proszony do mikrofonu. Możecie więc i Wy posłuchać.

 

Komentarz o handicapach na moim przykładzie

Mam jeszcze jedną satysfakcję z tej wygranej. Okazuje się, że żadne hodowanie handicapu nie jest potrzebne i nawet nie popłaca (o tym, że to nieprzepisowe, jeszcze będę nie raz mówił i pisał – nie można bowiem decydować, która runda nam się podoba, a która nie, bo takie selektywne wprowadzanie rund, to właśnie hodowanie handicapu).

Regulamin WAGC jest tak zmyślnie skonstruowany, że po pierwszym i po drugim dniu korygowane są handicapy, z którymi gramy. Jeśli ktoś zagra wybitnie dobrze, to następnego dnia ma obniżany handicap. Jeśli mu nie pójdzie – jego HCP jest przed kolejną rundą podnoszony. To dobry mechanizm, który ma wyrównać szanse w Krajowym Finale i zniechęcić ewentualnych „hodowców”. Jeśli ktoś w czwartek zagra „cuda”, to w piątek już będzie grać ze sztucznie obniżonym handicapem.

Nie wszyscy o tym wiedzą. Niektórzy nie startują nawet w eliminacjach, obawiając się takich zawodników, z którymi rzekomo nie ma szans wygrać. To nieprawda. Trzeba zagrać po prostu swoje, czyli trzy dobre rundy i wytrzymać psychicznie. Nic więcej. Jadąc do Binowa miałem w tym sezonie wpisanych 61 rund (20 turniejowych i 41 pozaturniejowych). Wpisuję każdą rundę, która jest prawidłowo rozegrana i nadaje się do celów handicapowych. Jeśli każdy by tak robił, mielibyśmy ultrasprawiedliwy i hiperaktualny poziom handicapów każdego z graczy w Polsce.

Zachęcam do tego, tym bardziej, że – jak widać – taka uczciwość absolutnie nie przeszkadza w wygrywaniu największych turniejów w Polsce. Czego i Wam życzę z całego serca.

 

OK, muszę kończyć, bo zaraz trzeba napisać o Elinie! 🙂

 

Red.

 

 

Aby dodawać i oglądać komentarze zaloguj się

« wstecz

Liga Turniejowa 2024

Mężczyźni

Brak wyników

Kobiety

Brak wyników

zobacz więcej »

Polski Związek Golfa Golf Parks Poland

FaceBook