Veni, vidi, vici, Gradi…
Data publikacji: 20.11.2017
Kiedy przed paroma dniami wraz z Piotrkiem Smolarzem poszukiwaliśmy jeszcze jakichś straceńców, by dołączyli do naszej wesołej kamandy, pisałem tak: „Da się wstać świtem bladym, przemknąć niepostrzeżenie 3,5 h, zagrać rundę życia i na wieczór wrócić do domu.”
Udało się plan zrealizować, nawet z nawiązką:
– wstaliśmy o 4 z minutami (to NIE BYŁ jeszcze świt blady);
– przemknęliśmy do Gradi w 3 godziny i 5 minut;
– Piotrek zagrał eleganckie 33 STB, a ja – faktycznie rundę życia;
– na wieczór wróciliśmy do domu.
Nagrody
To chyba jedno z bardziej oryginalnych trofeów, jakie widziałem. Nagrodą w IV Klubowym Turnieju Greenkeeperów (organizowanym przez Stowarzyszenie Gradi Golf) było… wrzeciono od kosiarki fairwayowej! Całość wraz z masywną drewnianą podstawą waży co prawda mniej niż 25 kg worek Azofoski (też był do wygrania, podobnie jak grabie czy drewniane paliki do oznakowania dystansu!), ale na szczęście puchar zostaje na miejscu. Mógłbym mieć problemy ze znalezieniem miejsca na regale.
Niespodzianki
Turniej ten zazwyczaj ma charakter zabawy, a jego wyniki nie liczą się do HCP (ech…), bo warunki już nieco zimowawe (mokro, więc można było podnosić piłkę w dowolnym miejscu na polu, oczyścić i odkładać na odległość 1 kija). Poza tym greekeeperzy przygotowali liczne niestandardowe „atrakcje”, które tradycjonalistom z R&A mogłyby nie konweniować.
- Na dołku 4 ustawiono na środku fairwaya pojazd techniczny greenkeepera, który stanowił przeszkodę
- Na dołku 6 kluczowy bunkier witał niespodzianką – możliwość darmowego uwolnienia
- Na dołku 12 dwie flagi (dwa dołki) do wyboru
- oraz kilka żartobliwych eksponatów: wędka, gumowce itp.
Pogoda
Słońce szło w zawody z wiatrem. Ten drugi nie ustępował, a to pierwsze dało radę do połowy rundy. W sumie było naprawdę nieźle, jak na drugą połowę listopada. A gdy Dyrektor Turnieju przyjechał z naleweczką – wtedy już naprawdę zrobiło się dobrze.
Deszcz spadł, gdy wszyscy schodzili z pola. Co do minuty. Widać greenkeeperzy wszystkich krajów mają jakieś układy na górze.
A nazajutrz spadł śnieg.
Wyniki
Redaktor pozwolił sobie wygrać turniej wynikiem 43 STB (80 uderzeń). Nie są znane bliżej przyczyny tego incydentu. Powoli jednak rysują się następujące hipotezy (choć niektóre mogą stanowić błędny trop i nie nadają się do bezkrytycznego naśladowania):
- Małe grupy (flighty 2-, 3-osobowe), z czym wiązało się dobre tempo gry. Żadnych przestojów, płynny rytm.
- Miły skład flightu – świetna atmosfera dzięki kolegom z Gradi i Toya.
- Brak presji przed i za naszą grupą – nie czekaliśmy ani przez moment, bo grupa poprzedzająca grała bardzo szybko, a za plecami od początku był 1 dołek odstępu, bo w shot-gunie nie wszystkie dołki były obsadzone na starcie – ogromny komfort „grania swojej gry”.
- Krótkie pole. Gram prosto, ale bez przesadnych odległości. Na polu Gradi potrzeba grania prosto, a nie potrzeba szczególnych odległości. A więc dla wielu osób o profilu gry podobnym do mojego to może być dobre miejsce na życiówkę.
- Dzień Konia, a właściwie chyba dzień całej stadniny.
- Krótki sen (poprzedniego dnia impreza, 3h snu bezpośrednio przed wyjazdem). Dr du Château najlepiej grał po dyżurach. Może nie tylko on tak ma?
- Oglądanie tuż przed wyjazdem w TV relacji z DP World Tour Championship w Dubaju, gdzie podczas 3. dnia poziom gry był iście kosmiczny, a prowadzenie przechodziło co chwila z rąk do rąk. Można się zainspirować.
- Na wyposażeniu termos z herbatą i sokiem malinowym.
- No i już naprawdę nie wiem, co jeszcze…
Piotrek Smolarz w tym sezonie już kilka razy obniżał HCP, albo gra na swój handicap. I znów tak zagrał. A potencjał jeszcze duży! Tylko patrzeć, co będzie wiosną.
Wnioski
- Nie pękać, grać dopóki śniegi nie spadną, bo nigdy nie wiadomo, kiedy się uda posklejać ładną rundę.
- Jeździć z Koleżankami i Kolegami z klubu na rozmaite turnieje. W przyszłym roku, niezależnie od turniejów RGCW, będziemy raz po raz skrzykiwać się, by tu i tam pojechać. Dołączajcie!
Zdjęcia
Powoli zbierają się uczestnicy. Niebo błękitne!
Reprezentacja Wilanowa – do boju gotowa.
Greenkeeperzy – to ich turniej!
Nie wiem, czy ktoś próbował 🙂
Tym razem nie było potrzeby łowienia. Obaj z Piotrkiem przeflancowaliśmy piłki należycie na drugą stronę wody i po bogeyu.
Już wiem, że to się nazywa wrzeciono.
Mam nadzieję, że ta miła dla mnie historia będzie dla wszystkich członków RGCW inspiracją, by nie dawać się zimie ani zbyt łatwo, ani zbyt szybko.
Red.
Aby dodawać i oglądać komentarze zaloguj się
FaceBook